Wypad z Adamickim i Maćkiem AKA Buc do DDR (NRD). Podjechalismy do Maćka około 14 i po wypowiedzeniu kilku magicznych słów na k, które rozgrzało ekipę wyruszilśmy w kierunku... sklepu celem zrobienia zapasów. Wpierw mieliśmy zrobić sobie fajną pętelkę przez Buk i Dobieszczyn, a ztamtąd wrócić znów do Dobrej (straszna wieś pod Szczecinem, nie drodzy riderzy to nie jest przedmiescie) ale postanowilismy zrobić maćka w konia i ominęliśmy zjazd na granicę w Dobieszczynie i pojechaliśmy w kierunku Ueckermunde. Buc zorientował się dopiero po jakiś 20km, gdy mu to powiedzieliśmy. Pojechaliśmy jednak dalej, dojechaliśmy do Egessin a ztamtąd był już tylko rzut beretem (z antenką) do Ueckermunde. Do celu dojechaliśmy około godziny 17, kiedy zaczęło się już robić szaro. Postanowiliśmy coś zjeść, a wybór padł na kebab. Chłopaki byli bez kasy i moja wspaniałomyślność pozwoliła cieniasom przeżyć. W ten sposób stali się moimi dłużnikami, a harrego ustanowiłem również jako poręczyciela (ustanowienie poręczenie nie wymaga zgody dłużnika - więc wisisz mi pałko 5 euro + 2,5 eur buca, jak będzie mi się podobać, a potem wystąpisz sobie z roszczeniem regresowym do radiotelegrafisty, rezysera dźwiękowego, czołgisty czy jak mu tam mówią w Poznaniu na uczelni - haha i kto tu nie wie co mówi, w szczególności o prawie!!!!). około godziny 19 postanowilismy się zmywać, zresztą zaczęło robić się zimno. Kiedy jechaliśmy do Dobieszczyna maćkowi, jak by to ująć .... powiedzmy, że maciek chciał przejechać przez S(s)tolec, dosłownie i w przenośni. Chłopaki były bardzo zainteresowani moim być może przyszłym fachem, więc zaczęliśmy dywagację o radcach prawnych. Ignoranci stwierdzili, że liczba mnoga od radca prawny to radcy prawni - a gówno prawda bo radcowie prawni, wystarczy zjarzeć do jakiegokolwiek słownika, chociażby
tutaj, ale nie można zbytnio dużo oczekiwać po studentach uczelni technicznych - radiotelegrafistykii i czołgistyki w Poznaniu oraz drogownictwa i łopatologii na PS w Szczecinie.
Maciek niestety, ale po około 110 km nie mógł dalej jechać, więc zadzwonił po swojego ojca, który podjechał aż do ... Stolca. I tak bucu ze Stolca ze stolcem pojechał do domu, cóź z jednej strony jego życiówka to około 70-80 km, z drugiej strony przynajmniej nie złapała go deszcz. Wyrusziliśmy z harrym w stronę Szczecina, byliśmy już strasznie zmęczeni, a zaczęło jeszcze padać. W szczecinie trafiliśmy na straszną ulewę, ale postanowilismy, że podjedziemy na atrapę starówki i spuśimy jednemu pacjentowi powietrze z opon, za parkowanie na ścieżce (nie śmieszce!) rowerowej. W okolicach Wojska Polskiego - skrzyżowanie z Unii Lubelskiej odstąpiłem od pomysłu i postanowiłem szybko podjechać do domu bo ulewa była już całkiem spora. Oczywiście postanowiłem nie czekać na czerwonych bo zmókł bym jeszcze bardziej, oczywiście pan czerwone się wypiął i byłem zmuszony zostawić go na światłach. Stał jeszcze na kilku czerwieńszych i zmókł niesamowicie (co za bezsens!, prawdziwi bikerzy nie stoją na czerwonych chyba, że trzeba.) Cóź chłopak myśli, że jest samochodem, ale silas już nad tym pracuje. W domu byłem około 21.30. Wypad super, jeden z najlepszych. Ekipa też dobra, prawie nikt nie odpadał, no buc trochę ale dopiero pod koniec gdy zaczęliśmy mu uciekać.
Fotki z wypadu:
Film 1 > |
Film 2 >Trasa wypadu:
Pokaz Slajdów >